czwartek, 9 czerwca 2011

LICEALISTKI

Kasia Rak podesłała nowe zdjęcia uszatek z okolic LO. Na zdjęciach widać dwie sowy z pięciu młodych uszatek sfotografowanych w maju. Sowy wyraźnie podrosły i niewiele przypominają podloty, które opuściły gniazdo. Opierzenie jest już niemal całkowite, co wskazuje, że minął miesiąc od opuszczenia gniazda. Według relacji Kasi widać było dwie sowy, ale słychać więcej niż dwie. Może zatem dorastających Asio otus jest nadal pięć?

Kasia Rak i Kasia Szwarc planują zorganizowanie prelekcji na sowi temat w Liceum im gen. W. Sikorskiego. Zatem Drogi Czytelniku tego bloga: "wiedz, że coś się dzieje!" :)

"Licealistki" na zdjęciach Kasi Rak



poniedziałek, 30 maja 2011

PÓJDŹKI W KONIECZNIE CD

W Koniecznie na poddaszu gościnnego domu pana Bogdana Korpińskiego zamieszkały pójdźki. Link do tekstu z opisem Podczas ostatniej wizyty w połowie kwietnia nie udało się niestety sfotografować samych sów. Dzięki Krzyśkowi Dudzikowi mamy jednak to cenne uzupełnienie i możemy podziwiać piękno złotookich Aten! :)




Zdjęcia są z klimatem. Patrząc na nie, chciałoby się zawołać za angielskim Hiobem: I am a brother to dragons, and a companion to owls!.*

*niestety w polskim tłumaczeniu Hiob majaczy coś o... młodych strusiach.

czwartek, 26 maja 2011

PIĄTKA Z ULICY WIŚNIOWEJ

Kasia Rak potwierdziła wczoraj wieloletnie stanowisko uszatki we Włoszczowie - okolice budynku starostwa. 5 młodych uszatek pięknie pozowało na modrzewiu w towarzystwie dorosłej sowy. Sowy z okolic starostwa musiały przystąpić do lęgu niemal miesiąc później niż uszatki z włoszczowskiego rynku i osiedla Broniewskiego, co przełożyło się na większy sukces lęgowy - pięć ślicznych sówek (w zestawieniu do 2 piskląt w porównywanych miejscach). Na tym przykładzie można zaobserwować jak dużą rolę odgrywa w sukcesie lęgowym sów pogoda. Przypomnijmy, że jeszcze w połowie marca temperatura w nocy spadała do minus 15 stopni! Zapewnienie ciepła i pożywienia młodym w takich warunkach było heroicznym wyzwaniem. Młode sowy są przeurocze, a obecnie to chyba najbardziej jawny okres w ich życiu, kiedy dość łatwo dają się zauważyć i obserwować. Cieszmy się zatem tym faktem i zdjęciami Kasi!

Dorosła uszatka...


i "pięć puchaczków, aż miło"




piątek, 6 maja 2011

JESZCZE O MAŁEJ USZATCE

Dzięki wpisom pod postem mam relację od osób, które zaopiekowały sie małą uszatką na rynku. Jeszcze raz serdeczne dla nich podziękowania za pomoc dla małej sowy. Poniżej przeklejam całą, bardzo ładnie napisaną opowieść Pani o nicku Gorzalllka. Zdjęcia z linku Pana Dybuka:

Tak naprawdę nie działo się dużo...
Przyjechaliśmy rowerami 14 km z małej miejscowości Ciężkowiczki, na której to koleżanka ma działkę i postanowiliśmy coś przekąsić. Znaleźliśmy się na pięknym rynku, odłożyliśmy zmęczone podróżą rowery i wypatrywaliśmy miejsca, gdzie moglibyśmy napełnić nasze głodne brzuchy : ) Nie szło nam to najlepiej, gdy w pewnej chwili coś zwróciło naszą uwagę na drzewie, obok którego mieliśmy postój. Na początku nie wiedzieliśmy co to... "coś" wspinało się mało zgrabnie na pień drzewa...kiedy już zorientowaliśmy się, że owe "coś" to mała sowa, to z gracją spadła nam pod nogi, otrząsnęła się i kręcąc swoją śmieszną główką zbadała zaistniałą sytuację.


,,To sowa !’’
Pierwszy raz w życiu widzieliśmy prawdziwą sowę : ) Nie mogliśmy się napatrzeć ! Przypadkowo mieliśmy ze sobą aparat, dlatego nasza mała modelka ma całą sesję zdjęciową : )
Kiedy już nacieszyliśmy się widokiem nowo poznanego stworzenia zaczęliśmy myśleć co dalej. Dookoła biegało pełno psów bez smyczy, a mała biedna sówka nie miała nawet jak uciec. Jak już wiadomo, zadzwoniliśmy pod 112, aczkolwiek bez większego rezultatu. Tak więc czekaliśmy, aż ktoś kompetentny się zjawi...również bez powodzenia. A nasze brzuchy nadal były głodne! Nie mogliśmy jej przecież tak zostawić, zwłaszcza że nikt inny nie reagował, a gapiów było pełno. W poszukiwaniu jakiegoś gabinetu weterynaryjnego udało nam się znaleźć tylko Komendę Policji, do której to właśnie zgłosiliśmy się z naszym znaleziskiem. Momentalnie na rynku zjawił się radiowóz i dwóch miłych Panów Policjantów dziękując nam i obiecując, że zajmą się uszatką : )

Końcówkę historii już znamy z poprzedniego komentarza, gdyż zostaliśmy odgonieni, ale w głębi cieszyliśmy się, że sprawa nie została zaniedbana, no i mogliśmy się do czegoś przydać : )



P.S. Mała ciekawostka : ) Kiedy stałam na straży obok małej uszatki, przyglądając się jak śmiesznie kręci główką, w pewnej chwili zauważyłam, że coś wypluła. Przyjrzałam się uważniej jej wymiotom i zobaczyłam coś
bardzo dziwnego, w postaci przypominającej "kał". Przeraziłam się cóż to może być...teraz już wiem, że to normalne u sów i też przy okazji się czegoś nowego nauczyłam : )

piątek, 29 kwietnia 2011

PODSADZANIE SOWY NA DRZEWO

Wczoraj, gdy myślałem o popołudniowej kawie zadzwonił telefon. Gdy odebrałem usłyszałem głos - Czy pan zajmuje się sowami?- wyjąkałem -tak - wiedząc, że może być ciekawie...

Dzwonił pan policjant z informacją, że mają w radiowozie młoda sowę, która spacerowała na tłocznym deptaku w środku miasta. Miejsce sugerowało pobliskie gniazdo uszatki. Porzuciłem myśli o kawie i wystarczająco pobudzony wskoczyłem do samochodu. Przy komendzie zamknięta w radiowozie, za kratami, siedziała sprawczyni zamieszania. Jeszcze niedorosła, ale już oszałamiająco piękna - Asio otus. Była dość spokojna, jeśli nikt do niej nie zaglądał przez szybę, to spacerowała po "przedziale dla niegrzecznych", a nawet niczym papuga wspinała się po kratce w górę. Natomiast, gdy zauważyła ciekawsko zaglądających przez szybę, rozkładała skrzydła, syczała i kłapała dziobem.

Sowę należało umieścić w pobliżu miejsca urodzenia, czyli na drzewie, najlepiej do zajętego przez uszatki jednego z gawronich gniazd. Akcja, dzięki ludziom dobrej woli, którzy ze skromności nie chcieli zostać tu wymienieni, przebiegła szybko, sprawnie i profesjonalnie. Sowa została umieszczona w swoim rodzinnym gnieździe, zaznaczonym wypluwkami. Po chwili, zupełnie już spokojna zaczęła znów .. chodzić po gałęziach.

Gorące podziękowania dla młodzieży, która zgłosiła fakt, że podlot sowy jest na ziemi, podziękowania dla Panów Policjantów za interwencję i dla wszystkich Ludzi Dobrej Woli, którzy przez skromności nie chcieli zostać wymienieni.

P.S. Dziś rano sowa siedziała na drzewie... sąsiednim.


Tak kończą nierozważne sowy


Jestem duża i groźna


Z powrotem w domu

sobota, 23 kwietnia 2011

Wesołych Świąt!

W wydanych w 1882 r. "Ptakach Krajowych" Władysława Taczanowskiego można przeczytać taką oto informację o puchaczu:

Pomimo, że na wolności nocami tylko poluje, chowany w klatce tak dobrze jada we dnie jak i w nocy, sam nawet chwyta domowe ptaki i zwierzątka, gdy się nierozważnie do niego zbliżają: kury najczęściej padają ofiarą, ściąga je sprytnie, gdy się która nierozważnie przysunie do klatki, w której nieruchomo siedzi puchacz, odęty z przymrużonemi oczami, jak gdyby był obojętny na wszystko co go otacza, tymczasem upatrzywszy stosowna chwilę nagle sięgnie łapą przez szczeble, pochwyci i wciągnie pod siebie. Pochwyconą zdobycz uporczywie trzyma i trudno mu ją odebrać, a przynajmniej nigdy już żywej nie wypuści.


Jajka, kury, kurczaki... w świąteczną ikonografię wpisał się też puchacz :) Wszystkiego dobrego, Wesołych Świąt!

piątek, 22 kwietnia 2011

PISKLĘTA USZATKI

W dwóch włoszczowskich miejscach są już młode uszatki. Dorosłe ptaki musiały przystąpić do lęgów bardzo wcześnie, bo pisklęta są juz całkiem spore, co na zdjęciach z osiedla Broniewskiego udokumentował Czarek Nowak. Młode już widać w gniazdach i chodzą po nim, co dowodzi, że uszatki musiały przystąpić do lęgu pod koniec lutego (potwierdzają to wcześniejsze doniesienia innego miłośnika sów - p. Rostalskiego o intensywnym pohukiwaniu samca uszatki w tym czasie). Niestety sroga zima i brak dostatecznej ilości pożywienia sprawiły, że są tylko dwa pisklęta. (Dla porównania w roku ubiegły było sześć piskląt.) Być może wczesny lęg sprawi natomiast, że będzie jeszcze powtórny, w wakacje? Zobaczymy...



Pisklę w starym gnieździe gawrona





Dorosłe uszatki na sąsiednim drzewie

piątek, 15 kwietnia 2011

PUCHACZ W OLESZNIE CD

Koniecznie muszę odnotować uzupełnienia i sprostowania z listy dyskusyjnej TBOP. Mają rację Emilia Grzędzicka i Paweł Szczepaniak odnośnie wykorzystania puchacza z Oleszna - był on z pewnością wabikiem na krukowate i inne ptaki do których strzelano, najczęściej dla rozrywki. (Polowanie z puchaczem jak z sokołem, to bardziej współczesna rozrywka). Puchacz z Oleszna był raczej wykorzystywany jako wabik, a nie jako polujący ptak. Myśliwi wykorzystywali fakt nękania sów przez inne ptaki. Pisze o tym Felix Heitzenberg w "Sowy i ptaki szponiaste", a "o tym jak powszechny był to proceder niech świadczy fakt że latem 1914 r na targu w niemieckim Ulm oferowano na sprzedaż aż 83 młode puchacze wybrane z okolicznych gniazd."

Obraz Jan Van Kessela "Drzewo z ptakami" z początków XVII w ilustruje zjawiska nękania sów przez ptaki

Nie trzeba nawet sięgać do odległego w czasie "Myślistwa ptaszego" Mateusza Cygańskiego, w przedwojennej prasie łowieckiej znalazłem opis samego przygotowania do polowania i opieki nad puchaczem, "aby posłużył wiele lat". W "Przeglądzie Myśliwskim i Łowiectwie Polskim" z 1924 r znalazł się niemal dwustronicowy artykuł na ten temat.

Początek art. Zygmunta Kubickiego z "Przeglądu Myśliwskiego" z 1924 r.

Co ciekawe sam puchacz był zwierzęciem łownym w czasopiśmie "Myśliwy" z czerwca 1938 r.jest tabela w której dozwolone jest polowanie na puchacze od listopada do stycznia, a województwie wileńskim od połowy września do końca lutego. Ten wydłużony okres polowań zapewne miał związek z wyższą liczebnością tych sów na kresach wschodnich.

Spis zwierząt łownych i chroninych z 1938 r.

Polowanie z puchaczem jako wabikiem na inne ptaki funkcjonuje w niektórych krajach do dziś (prawdopodobnie jest to związane z odstrzałem redukcyjnym krukowatych, ma charakter incydentalny a sam puchacz jest sztuczny/wypchany). Można znaleźć filmy z tego rodzaju zajęć myśliwych na których najciekawsze są właśnie ptasie reakcje na atrapę puchacza. Przyznam, że choć widziałem nękanie ptaków drapieżnych np krogulca czy jastrzębia przez inne małe ptaki, zmuszające go do odlotu, to nie widziałem tego jeszcze w przypadku sów.



CZY PUCHACZ BYŁ Z OLESZNA?
Niemojewscy mieli 2 wielkie pasje - hodowlę koni i polowania. Byli właścicielami przeogromnych dóbr. Na koniec XIX obejmowały one: Włoszczowę, Oleszno, Wolę Świdzińską, Lasocin, przejściowo Sułków. Rzut okiem na mapę uzmysławia jak ogromny to obszar. Nie znalazłem w źródłach dokładnych wyliczeń poza jedną informacją, że w okolicy samego Lasocina Niemojewscy posiadali 1900 ha lasów. Jako pasjonaci polowań walczyli z kłusownictwem - obszar lasów patrolowało 100 strażników (50 konnych i 50 pieszych) specjalnie sprowadzonych do tego celu Czerkiesów. (Zmagania z kłusownikami były zresztą przyczyną rodzinnej tragedii - Edward Niemojewski zginął w wieku 29 lat zastrzelony przez kłusownika Antoniego Biskupskiego.) Według źródeł łatwiej wybaczano kradzież drewna niż kłusownictwo. Zarządzane lasy były bogatym łowiskiem. Obecnie, prawie sto lat później są to również ciekawe i bogate przyrodniczo obszary obejmujące teren 2 rezerwatów. Dlatego myślę, że skoro w 1914 w Ulm na południu Niemiec na targu były 83 puchacze wybrane z okolicznych gniazd, to byłoby zaskakujące gdyby nie było tych sów, przyjmijmy, 10 lat później w tak ogromnych dobrach na terenach podległych Niemojewskim. Puchacz ze zdjęcia był zapewne wybrany z lokalnego gniazda, a nie przywieziony. To oczywiście przypuszczenia, ale czyż nie prawdopodobne?

PÓJDŹKI W KONIECZNIE

Pan Marcin Stefańczyk przekazał nam informację, że w Koniecznie są sowy pójdźki. Bardzo nas to ucieszyło, bo złotookie sowy są naszymi ulubionymi. Wielokrotnie zastanawialiśmy się co dzieje się z młodymi, które opuszczają stropodachy na osiedlu Armii Krajowej. Młode przecież gdzieś musiały udać się w poszukiwaniu własnych miejsc lęgowych. Niestety poza Węgleszynem w okolicy Włoszczowy nie udało się dotychczas odnaleźć żadnego nowego stanowiska.

Sowy w Koniecznie znalazły swoje miejsce na posesji Pana Bogdana Korpińskiego, który je polubił i zdążył przez ostatnie 3 lata dość dobrze poznać. Pójdźki zamieszkały na poddaszu domu, gdzie wlatują przez szczelinę nad drzwiami wejściowymi, zaledwie 3 metry nad ziemią. Wyprowadziły w ubiegłym roku z sukcesem lęg. Pan Bogdan pomógł podlotowi pójdźki, gdy ten zbyt wcześnie opuścił gniazdo. Jak powiedział: wystarczyło wziąć pisklę w grube rękawice i podsadzić na belkę obok wlotu :)

Pan Bogdan, za co jesteśmy mu szczególnie wdzięczni, postanowił przesunąć prace wykończeniowe domu (wykonanie podbitki) po zakończeniu przez sowy w tym roku lęgu. Żeby sowy nie straciły miejsca lęgowego, na elewacji domu zawiśnie specjalna budka. To, że są ludzie wrażliwi na otaczająca nas przyrodę napawa optymizmem!

Sowy u Pana Bogdana maja swoje przyzwyczajenia i lubią wieczorami o zachodzie słońca siedzieć na stercie porąbanego drewna, albo razem z gołębiami na wlocie do gołębnika. Tylko czasem irytuje je rozgruchany gołąb - samiec, który nie zważa na różnice gatunkowe :)

Siedlisko sów jest dla nich optymalne - luźna zabudowa, nisko koszone trawniki przy domach, niewielki pas ziemi leżącej odłogiem przy spółdzielni rolniczej. Krzysiek Dudzik udokumentował fotograficznie siedlisko, obiecał także powrócić do Konieczna i przy nieco lepszej pogodzie sfotografować same sowy.


Wlot na poddasze


Sterta drewna jest ulubionym miejscem obserwacyjnym


Pójdźkowe siedlisko

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

PUCHACZ W OLESZNIE



Na trop bardzo ciekawej dokumentacji fotograficznej wpadł mój znajomy - Cezary Nowak. Czarek jest miłośnikiem przyrody i wytrwałym kolekcjonerem włoszczowskich regionaliów. Udostępnił mi zdjęcie puchacza. Zdjęcie jest z okresu międzywojennego. Zostało wykonane na terenie dworu Niemojewskich w Olesznie. Przedstawia, nieznaną niestety z imienia, panienkę z dworku przyglądająca się siedzącemu na drążku puchaczowi. Niemojewscy, a zwłaszcza Sergiusz, znani byli ze swych myśliwskich pasji, puchacz używany był zapewne do celów sokolniczych, na co wskazuje sam drążek i kółeczko do pęt. Sergiusz Niemojewski zmarł w Olesznie w 1921 r. Po śmierci Sergiusza w Olesznie osiadł najstarszy jego syn - Konrad. Prawdopodobnie z tego okresu pochodzi zdjęcie puchacza.

PUSZCZYK ODDZIAŁOWY CD

Znalazłem wypluwki puszczyka na kolejnej leśnym dukcie w okolicach Dąbrów. Droga jest równoległa do poprzedniej drogi z wypluwkami. Odległość bliska, więc ptak pewnie ten sam. Tym razem droga prowadziła w kierunku nęciska myśliwych (rozrzucone kolby kukurydzy). Można chyba stwierdzić, że leśne drogi łatwo można przekształcić w karmnik dla sowy (z wygodnym dolotem na miejsce) ;)

Niestety nadal nie udało mi się wytypować ewentualnego miejsca gniazdowania. Jest ich potencjalnie dużo, choć ze względu na poprzednie obserwacje puszczyka tuż przy Pilicy bardziej skłaniam się ku temu kierunkowi poszukiwań.

piątek, 8 kwietnia 2011

PUSZCZYK W KĄPARZOWIE

Pogoda wczoraj nie nadawała się na nocne inwentaryzacje sów, ale jeszcze słonecznym popołudniem udało się pośrednio potwierdzić stanowisko puszczyka w okolicach Kąparzowa. W znanym mi już miejscu zebrałem kolejne wypluwki.


Wyświetl większą mapę

Miejsce zbioru wypluwek

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

PUSZCZK ODDZIAŁOWY

W niedzielę zespół w składzie: Gosia i Wojtek Barańscy oraz Michał Staniaszek wybrał się nad Pilicę. Drogą prowadziła przez las - zwykłą typową monokulturę sosnową, w dodatku nie starszą niż 60 lat. Nie spodziewaliśmy się, że odnajdziemy jakiekolwiek ślady pobytu puszczyka w tak marnym lesie, a tu niespodzianka. Mniej więcej w połowie dwukilometrowego odcinka na prostej leśnej drodze oddziałowej (jakich w okolicy dziesiątki) leżały wypluwki. Kilkadziesiąt metrów dalej kolejne i znów następne. Niestety wcześniej przejechał po nich jakiś pojazd i do analizy pewnie się nie nadadzą.

Ciekawsza w tym znalezisku jest obserwacja, dlaczego puszczyk wybrał tę oddziałową drogę na miejsce spokojnego trawienia. Otóż ta leśna oddziałowa droga prowadzi wprost znad Pilicy do młodnika przed którym całą zimę wysypywana była dla ptaków mieszanka ziaren. Korzystały z tego zarówno ptaki jak i gryzonie. Znaleziskiem wypluwek udało się potwierdzić opisywana wcześniej na blogu wieczorną obserwację puszczyka przy karmniku, jak i potwierdzić stanowisko puszczyka nad Pilica na wysokości wsi Dąbrowy. (Puszczyk był tam obserwowany już wcześniej w 2007 r. w ramach monitoringu sów nadleśnictwa Włoszczowa).


Wyświetl większą mapę

A- karmnik, B, C - miejsce znalezienia wypluwek





fot. Wojciech Barański

środa, 30 marca 2011

PŁOMYKÓWKA NA OS. BROŻKA

Stanowisko płomykówki z osiedla Brożka zostało potwierdzone w tym sezonie. Sowa odzywa się regularnie od dwóch tygodni :)


by quicktiming (flickr)

czwartek, 10 marca 2011

USZATKOWO

We Włoszczowie na swoich tradycyjnych miejscach gniazdowania są także uszatki z okolic starostwa. Dzięki uprzejmości p. Sebastiana Klimczaka mamy dokumentacyjne zdjęcie Asio otus. Zdjęcie zostało zrobione koło piekarni Zbieronia. Z kolei na osiedlu Broniewskiego według informacji p. Rostalskiego już pohukują uszaci panowie.



KONIEC CHILLOUT'U?

Uszatki siedzące na tui na włoszczowskim rynku zostały zdemaskowane! Mało tego zostały opisane w lokalnej prasie :) Miejmy nadzieję, że -co najwyżej- pohukają na chwilową sławę i zostaną, tam gdzie są.

środa, 9 marca 2011

OFIARA ZIMY

Surowa zima zapewne była przyczyną śmierci uszatki spod Kurzelowa. Uszatkę znalazłem 24 lutego tuż za Kurzelowem (kierunek na Włoszczowę). Jest to raczej tradycyjne miejsce gniazdowania uszatek - w bliskiej okolicy są opuszczone gniazda krukowatych. Uszatki już widywałem w tym rejonie w latach poprzednich.

Wszystko wskazuje na to, że sowa wróciła już z zimowiska i była u siebie.


CHILLOUT W MIEŚCIE

W centrum miasta, podobnie jak rok wcześniej, pojawiły się uszatki. Zauważył je Czarek Nowak, a sfotografowała dwa tygodnie później 9 lutego Kasia Szwarc. Uszatki doskonale się maskują i jestem przekonany, że większość przechodniów po prostu ich nie zauważa. Sowy o tym wiedzą i są wyluzowane...


niedziela, 9 stycznia 2011

JAK ZIMĄ POMÓC SOWOM?

Ubiegłej zimy, trudnej dla wszystkich zwierząt, wiele zastanawiałem się jak można pomóc sowom. Jednym z pomysłów była tzw. "myszarnia" czyli zadaszony fragment pola lub łąki na którym pod warstwa słomy kryją się gryzonie. Aby zachęcić je do odwiedzania, a nawet zasiedlenia takiego miejsca warto wysypywać mieszankę ziaren, chętnie zjadaną przez gryzonie. Myśliwi wykorzystują "myszarnie" do przywabiania lisów. Konstrukcja ta jednak równie dobrze może służyć nie myśliwym, ale... sowom.

Uproszczoną wersją "myszarni" może być karmnik urządzony w odpowiednim miejscu - z dala od ludzi, najlepiej na otwartym terenie, przy kępie drzew lub lesie skąd sowa mogłaby polować z zasiadki. Wysypane mieszanki zbóż z pewnością zostaną znalezione przez ptaki i przywabią także gryzonie.



Podejrzewałem, że sowy wykorzystują jeden z moich urządzonych w ten sposób karmników, jednak nie miałem do wczoraj dowodów. Wracając wieczorem nakryłem puszczyka na gorącym uczynku - spłoszony światłem reflektorów samochodu, odlatywał z drzewa przy karmniku. Ta obserwacja niezmiernie mnie ucieszyła, bo dowiodła, że pośrednio można sowom pomóc w trudnym dla ptaków okresie, gdy pokrywa śnieżna jest gruba, a temperatury niskie.

Jako ciekawostkę załączam zdjęcie myszy leśnej, którą zaskoczyłem, gdy udawała się w kierunku karmnika. Spłoszona przyczaiła się, licząc na to, że jej nie zauważę. Chwilę później dała nura w śnieg.