czwartek, 15 stycznia 2015

PUCHACZ HISTORYCZNY

Trzy lata temu dostałem fotografię puchacza, wykonaną przed wojną w Olesznie koło Włoszczowy. Wpis o niej i próbę rekonstrukcji roli jaka pełnił puchacz w szlacheckim majątku Niemojewskich można znaleźć tutaj i tutaj(2) . Kilka dni temu w historycznych zdjęciach z regionu Włoszczowy ponownie pojawiło się zdjęcie puchacza! Poniżej skan ze szklanego negatywu. Niestety jakość zdjęcia jest słaba, ale cóż - dopóki żywe puchacze nie powrócą w Oleszyńskie lasy - musimy się zadowolić historycznymi ptakami.


środa, 14 stycznia 2015

SŁAWNE WŁOSZCZOWSKIE PÓJDŹKI

Dzięki blogowi plamka mazurka i facebookowej stronie Stowarzyszenia Ochrony Sów, włoszczowskie Ateny mają okazje przeżyć 5 minut sławy. Oto link do bloga Plamka mazurka

wtorek, 13 stycznia 2015

POZYTYWNA WIADOMOŚĆ



Bardzo pozytywna informacja! Wczoraj Pan Stanisław Toborek znalazł sowę przy wejściu do bloku na osiedlu Brożka. Sowa wyglądała na chorą i łatwo dała się złapać. Okazało się, że jest to pójdźka.

Piękna Atena najprawdopodobniej miała kolizję ostatniej wietrznej nocy i siedziała oszołomiona pod klatką. Świadczyć zdaje się o tym krwawa wybroczyna na lewym oku. Sowa spędziła noc w wiklinowym koszyku na balkonie. Pójdźka doszła do siebie rano i, zapozowawszy ledwie do kilku zdjęć, wskoczyła na barierkę balkonu, a potem odleciała ok. 100 m na pobliskie drzewo. Po chwili na kolejne.
Bardzo dobrze się stało, że kontuzjowana pójdźka znalazła opiekuna. Dzięki temu uniknęła kontaktu z wałęsającymi się psami i przez noc mogła dojść do siebie! Przy okazji mamy pierwszą obserwację Athene noctua w sezonie 2015 we Włoszczowie.

                                                                                         fot. S. Toborek

piątek, 4 kwietnia 2014

WOŁANIE O ZMIERZCHU

Wczoraj o 19.30, a więc tuż po zachodzie słońca odezwał się w mojej okolicy puszczyk. Piękne, czyste, donośne i, co najważniejsze, nieodległe wołanie zastało mnie jeszcze w ogrodzie. We wsi, w okolicach Komparzowa, wiąż trwał ruch w gospodarskich obejściach, drogą jeździły traktory, szczekały psy na posesjach. Ten cywilizacyjny szum jednak puszczykowi nie przeszkadzał. Odczekiwał na chwilę ciszy i uderzał gromkim stacatto, po czym łagodnie przechodził w charakterystyczne tremollo. Po pewnym czasie przelatywał dalej wzdłuż granicy swojego rewiru i kontynuował pieśń. Było w niej coś zachwycającego i hipnotycznego. Pieśń ta była niczym zew, aby porzucić codzienną, nic nie znaczącą, krzątaninę i... pójść w las. A ja oczarowany tylko stałem i słuchałem jak woła coraz dalej i dalej, aż do zupełnej ciszy.

                                                                                      fot. S.L.Evans

poniedziałek, 11 marca 2013

BROŻKA 16

Po „krótkiej” przerwie znów trochę wiadomości o włoszczowskich sowach. W kolejnych postach postaram się uzupełnić informacje z ubiegłego sezonu. Tymczasem mała pozytywna rzecz: jest płomykówka na Brożka w bloku nr 16! To wspaniała wiadomość, ponieważ z powodu działań władz wspólnoty mieszkaniowej było bardzo duże ryzyko, że sów w tym miejscu już nie będzie! W minionym sezonie spółdzielnia postanowiła docieplić stropodach i wdmuchała tam kłaczki wełny mineralnej. Działania te powinny być, zgodnie z obowiązującymi przepisami, poprzedzone inwentaryzacją ornitologiczną, a sposób ich przeprowadzenie powinien uwzględniać biologię ptaków. Zadzwoniłem wówczas do władz wspólnoty z informacją, że w stropodachu gniazduje chroniona płomykówka i że to szkoda, że przeprowadzają modernizacje w sposób łamiący przepisy o ochronie przyrody. W odpowiedzi usłyszałem tylko cytuję: „nikt mi nie będzie mówił, co mogę robić w swoim bloku” po czym nieuprzejmy rozmówca rzucił słuchawką. Nie było to dla mnie nowe, bo już zdążyłem się przyzwyczaić do tej swoistej mieszaniny ignorancji i arogancji, która bardzo często cechuje zarządców nieruchomości jeśli chodzi o ptaki. Dziwne to, bo temat ten nie jest nowy, najnowsze przepisy prawa mają prawie dekadę, ich omówienia pojawiały się w prasie, w tym branżowej jak np. „Administrator”, a potrzeba ochrony sów była poruszana przez nas i władze starostwa we Włoszczowie we wspólnych pismach wysyłanych do zarządców nieruchomości. Jak widać kropla drąży skałę bardzo powoli. Cieszy natomiast fakt, że sowy w bloku są! Jak wiadomo jednym z dowodów obecności tych ptaków są wypluwki. 8 marca pod blokiem znalazłem 2 wypluwki płomykówki. W jednej rozpuszczonej przez deszcz wyraźnie widać kości upolowanych ofiar. Witamy sowy z powrotem na Brożka 16! Wypluwki płomykówi z osiedla J. Brożka

czwartek, 9 czerwca 2011

LICEALISTKI

Kasia Rak podesłała nowe zdjęcia uszatek z okolic LO. Na zdjęciach widać dwie sowy z pięciu młodych uszatek sfotografowanych w maju. Sowy wyraźnie podrosły i niewiele przypominają podloty, które opuściły gniazdo. Opierzenie jest już niemal całkowite, co wskazuje, że minął miesiąc od opuszczenia gniazda. Według relacji Kasi widać było dwie sowy, ale słychać więcej niż dwie. Może zatem dorastających Asio otus jest nadal pięć?

Kasia Rak i Kasia Szwarc planują zorganizowanie prelekcji na sowi temat w Liceum im gen. W. Sikorskiego. Zatem Drogi Czytelniku tego bloga: "wiedz, że coś się dzieje!" :)

"Licealistki" na zdjęciach Kasi Rak



poniedziałek, 30 maja 2011

PÓJDŹKI W KONIECZNIE CD

W Koniecznie na poddaszu gościnnego domu pana Bogdana Korpińskiego zamieszkały pójdźki. Link do tekstu z opisem Podczas ostatniej wizyty w połowie kwietnia nie udało się niestety sfotografować samych sów. Dzięki Krzyśkowi Dudzikowi mamy jednak to cenne uzupełnienie i możemy podziwiać piękno złotookich Aten! :)




Zdjęcia są z klimatem. Patrząc na nie, chciałoby się zawołać za angielskim Hiobem: I am a brother to dragons, and a companion to owls!.*

*niestety w polskim tłumaczeniu Hiob majaczy coś o... młodych strusiach.

czwartek, 26 maja 2011

PIĄTKA Z ULICY WIŚNIOWEJ

Kasia Rak potwierdziła wczoraj wieloletnie stanowisko uszatki we Włoszczowie - okolice budynku starostwa. 5 młodych uszatek pięknie pozowało na modrzewiu w towarzystwie dorosłej sowy. Sowy z okolic starostwa musiały przystąpić do lęgu niemal miesiąc później niż uszatki z włoszczowskiego rynku i osiedla Broniewskiego, co przełożyło się na większy sukces lęgowy - pięć ślicznych sówek (w zestawieniu do 2 piskląt w porównywanych miejscach). Na tym przykładzie można zaobserwować jak dużą rolę odgrywa w sukcesie lęgowym sów pogoda. Przypomnijmy, że jeszcze w połowie marca temperatura w nocy spadała do minus 15 stopni! Zapewnienie ciepła i pożywienia młodym w takich warunkach było heroicznym wyzwaniem. Młode sowy są przeurocze, a obecnie to chyba najbardziej jawny okres w ich życiu, kiedy dość łatwo dają się zauważyć i obserwować. Cieszmy się zatem tym faktem i zdjęciami Kasi!

Dorosła uszatka...


i "pięć puchaczków, aż miło"




piątek, 6 maja 2011

JESZCZE O MAŁEJ USZATCE

Dzięki wpisom pod postem mam relację od osób, które zaopiekowały sie małą uszatką na rynku. Jeszcze raz serdeczne dla nich podziękowania za pomoc dla małej sowy. Poniżej przeklejam całą, bardzo ładnie napisaną opowieść Pani o nicku Gorzalllka. Zdjęcia z linku Pana Dybuka:

Tak naprawdę nie działo się dużo...
Przyjechaliśmy rowerami 14 km z małej miejscowości Ciężkowiczki, na której to koleżanka ma działkę i postanowiliśmy coś przekąsić. Znaleźliśmy się na pięknym rynku, odłożyliśmy zmęczone podróżą rowery i wypatrywaliśmy miejsca, gdzie moglibyśmy napełnić nasze głodne brzuchy : ) Nie szło nam to najlepiej, gdy w pewnej chwili coś zwróciło naszą uwagę na drzewie, obok którego mieliśmy postój. Na początku nie wiedzieliśmy co to... "coś" wspinało się mało zgrabnie na pień drzewa...kiedy już zorientowaliśmy się, że owe "coś" to mała sowa, to z gracją spadła nam pod nogi, otrząsnęła się i kręcąc swoją śmieszną główką zbadała zaistniałą sytuację.


,,To sowa !’’
Pierwszy raz w życiu widzieliśmy prawdziwą sowę : ) Nie mogliśmy się napatrzeć ! Przypadkowo mieliśmy ze sobą aparat, dlatego nasza mała modelka ma całą sesję zdjęciową : )
Kiedy już nacieszyliśmy się widokiem nowo poznanego stworzenia zaczęliśmy myśleć co dalej. Dookoła biegało pełno psów bez smyczy, a mała biedna sówka nie miała nawet jak uciec. Jak już wiadomo, zadzwoniliśmy pod 112, aczkolwiek bez większego rezultatu. Tak więc czekaliśmy, aż ktoś kompetentny się zjawi...również bez powodzenia. A nasze brzuchy nadal były głodne! Nie mogliśmy jej przecież tak zostawić, zwłaszcza że nikt inny nie reagował, a gapiów było pełno. W poszukiwaniu jakiegoś gabinetu weterynaryjnego udało nam się znaleźć tylko Komendę Policji, do której to właśnie zgłosiliśmy się z naszym znaleziskiem. Momentalnie na rynku zjawił się radiowóz i dwóch miłych Panów Policjantów dziękując nam i obiecując, że zajmą się uszatką : )

Końcówkę historii już znamy z poprzedniego komentarza, gdyż zostaliśmy odgonieni, ale w głębi cieszyliśmy się, że sprawa nie została zaniedbana, no i mogliśmy się do czegoś przydać : )



P.S. Mała ciekawostka : ) Kiedy stałam na straży obok małej uszatki, przyglądając się jak śmiesznie kręci główką, w pewnej chwili zauważyłam, że coś wypluła. Przyjrzałam się uważniej jej wymiotom i zobaczyłam coś
bardzo dziwnego, w postaci przypominającej "kał". Przeraziłam się cóż to może być...teraz już wiem, że to normalne u sów i też przy okazji się czegoś nowego nauczyłam : )

piątek, 29 kwietnia 2011

PODSADZANIE SOWY NA DRZEWO

Wczoraj, gdy myślałem o popołudniowej kawie zadzwonił telefon. Gdy odebrałem usłyszałem głos - Czy pan zajmuje się sowami?- wyjąkałem -tak - wiedząc, że może być ciekawie...

Dzwonił pan policjant z informacją, że mają w radiowozie młoda sowę, która spacerowała na tłocznym deptaku w środku miasta. Miejsce sugerowało pobliskie gniazdo uszatki. Porzuciłem myśli o kawie i wystarczająco pobudzony wskoczyłem do samochodu. Przy komendzie zamknięta w radiowozie, za kratami, siedziała sprawczyni zamieszania. Jeszcze niedorosła, ale już oszałamiająco piękna - Asio otus. Była dość spokojna, jeśli nikt do niej nie zaglądał przez szybę, to spacerowała po "przedziale dla niegrzecznych", a nawet niczym papuga wspinała się po kratce w górę. Natomiast, gdy zauważyła ciekawsko zaglądających przez szybę, rozkładała skrzydła, syczała i kłapała dziobem.

Sowę należało umieścić w pobliżu miejsca urodzenia, czyli na drzewie, najlepiej do zajętego przez uszatki jednego z gawronich gniazd. Akcja, dzięki ludziom dobrej woli, którzy ze skromności nie chcieli zostać tu wymienieni, przebiegła szybko, sprawnie i profesjonalnie. Sowa została umieszczona w swoim rodzinnym gnieździe, zaznaczonym wypluwkami. Po chwili, zupełnie już spokojna zaczęła znów .. chodzić po gałęziach.

Gorące podziękowania dla młodzieży, która zgłosiła fakt, że podlot sowy jest na ziemi, podziękowania dla Panów Policjantów za interwencję i dla wszystkich Ludzi Dobrej Woli, którzy przez skromności nie chcieli zostać wymienieni.

P.S. Dziś rano sowa siedziała na drzewie... sąsiednim.


Tak kończą nierozważne sowy


Jestem duża i groźna


Z powrotem w domu